Jak zostać milionerem

Jeśli to prawda, że – jak mówią – czas to pieniądz to Stefan jest milionerem. Ma mnóstwo czasu. Nie robi absolutnie nic. Nie może. Złamał sobie w pracy nogę i teraz zakuty w żelazne szyny jest unieruchomiony na wiele tygodni. Nie dostaje chorobowego, bo choć jest w Southampton już od dwóch lat, to formalnie Stefana tu nigdy nie było. Nie ma numeru ubezpieczenia społecznego (szef twierdził, że to zawracanie głowy). Nie zarejestrował się w Home Office (szef nie chciał o tym słyszeć). Nie założył konta bankowego (szef płacił gotówką więc nie było potrzeby). Ani śladu kontraktu lub pay-slipów – szef kazał się odczepić i groził zwolnieniem, bo bardzo go denerwowało upominanie się o takie bzdury. Zwolnienie oznaczałoby także utratę mieszkania, bo szef zatrudnia tylko tych, którzy wynajmują od niego pokój. Do lekarza też się Stefan nie rejestrował. Nie zna angielskiego, a poza tym, zdrowy jak koń myślał, że jakoś tam będzie, szkoda mu było czasu na chodzenie po przychodniach. Niestety, jakoś nie było i Stefan ma teraz tyle czasu, ile dusza zapragnie. Więc skoro, jak mówią, czas to pieniądz, to Stefan jest milionerem. Leży sobie w pokoju, który lada dzień będzie musiał opuścić, bo nie ma na czynsz. Budzi go o bladym świcie trzaskanie drzwiami, zaspane ponaglania, pośpieszne kroki na schodach, zmęczony warkot samochodu zabierającego do pracy współlokatorów Stefana. To kolejni potencjalni „milionerzy”. Oni też nie mogą się zdobyć na to, żeby powiedzieć DOSYĆ TEGO. Żyją jak na wulkanie, bez żadnego zabezpieczenia, z dnia na dzień, zdani na łaskę szefa, dobry humor „wajzera” i sezon „bizy”

Nikt nie wie ilu jest w naszym mieście takich „milionerów”. Ale wiemy, że są i to wciąż jeszcze zbyt wielu. Przychodzą licznie do S.O.S Polonia jak do pogotowia ratunkowego. Przynoszą nam swoje pytania, wątpliwości, strach, nadzieje, dokumenty do przeczytania, listy do napisania, telefony do wykonania. Czasem przychodzą po to, żeby posiedzieć na kanapie i poczytać polską gazetę lub wysłuchać moich „kazań”

Na szczęście przychodzą też do nas regularnie specjaliści udzielający pierwszej pomocy w wielu dziedzinach. Przede wszystkim nasze nieocenione związki zawodowe T&G. Mamy już imponującą listę wygranych spraw i wyjaśnionych nieporozumień z pracodawcami. Raz w tygodniu przychodzi do nas policja, żeby wysłuchać obywatelskich skarg i zażaleń. Od przyszłego tygodnia będą nas uczyć technik samoobrony i zachowania się w sytuacjach niebezpiecznych. Przychodzi Ania i Wiola, które prowadzą lekcje angielskiego o najrozmaitszych porach. Przychodzą ci, którzy myślą o założeniu własnej działalności gospodarczej, co świadczy o tym, że coraz więcej osób zdobywa się na odwagę powiedzenia – dosyć tego, chcę zacząć pracować dla siebie. No i coraz częściej odwiedza nas Alex, z którym można porozmawiać o kupnie domu, co świadczy o tym, że coraz więcej naszych klientów stwierdza – dosyć tego, chcę zacząć mieszkać u siebie.

A jeśli chodzi o Stefana, dzięki dobrze zorganizowanej interwencji przestał być „milionerem”. Nie ma już tyle czasu. Pracuje. Wyszedł z ukrycia. Może wreszcie spokojnie spać.

Co świadczy o tym, że lepiej późno niż wcale.

Barbara Storey